Rozumiem, że idioci muszą gdzieś pracować (aby nie musiała ich utrzymywać pomoc społeczna), ale dlaczego jak idę do urzędu, to trafiam właśnie na idiotę? Zwykły pech, czy nie?
Możnaby wysnuć wniosek, że w urzędach pracują osoby, które na wolnym rynku nie znalazłyby pracy, że mnoży się urzędy i stanowiska pracy dla takich osób, bo normalnej, uczciwej pracy nie znajdą. Pracodawca nie przyjmie ich, bo musiałby do ich pensji dokładać z własnej kieszeni. Ich praca jest nieefektywna – to, co urzędnik robi przez cały dzień, ja zrobiłbym w godzinę.
Czy to się społeczeństwu opłaca? Czy urzędy, pracę dla urzędników mnoży się po to, aby dać zajęcie osobom, które są na tyle „niedoskonałe”, że innej pracy nie znajdą, a jak znajdą, to się w niej nie utrzymają? Bez tych tysięcy urzędów ci ludzie pomnożyliby szeregi bezrobotnych. Kiedyś taką myślą natchnął mnie mój kuzyn. Urzędnik.
Trudno powiedzieć. To jest ciekawa sprawa. Warto się nad tym zastanowić.
„to, co urzędnik robi przez cały dzień, ja zrobiłbym w godzinę” – i nie myślałem tu o piciu kawy