Kategoria: Urzędnicy

sie 10

Urzędy

Rano byłem w Urzędzie Pracy na rozmowie z doradcą zawodowym i… jestem pod wrażeniem. W całym pozytywnym tego słowa znaczeniu. Pełen profesjonalizm, świetne wyczucie sytuacji, wspaniale zastosowane techniki motywacyjne i… pomoc. Normalnie, jakbym siedział na kozetce u psychoterapeuty. I to pewnie dużo lepiej niż u psychoterapeuty. I w dodatku za darmo. Zostałem porządnie zmotywowany, żeby tak bezczynie nie siedzieć, żeby coś zrobić, żeby zrobić coś konkretnego o czym może później napiszę.

Minęło już dziewięć godzin i dalej jestem pod wrażeniem. Jednak i w polskich urzędach znaleźć można profesjonalistów, ludzi znających się na swojej robocie.

Potem jednak pojechałem do drugiego urzędu – Urzędu Dzielnicy – i tu, niestety, totalna załamka. Mój wniosek (patrz – biurokracja) leży dalej bez rozpatrzenia. Osoba, która się nim powinna zajmować wytknęła mi na przykład, że napisałem we wniosku 41,7 metra, a (według niej) powinienem napisać około 42 metry. Czarna magia, zupełnie nie rozumiem, o co chodzi, skoro lokal ma 41,7 metra, to dlaczego mam pisać około 42 metry? Takich „smaczków” było kilka. Jutro będę pisać skargę na tego urzędnika.

Mimo wszystko, ta pierwsza perełka mocno mnie podbudowała, świetny to był dzień.

0
comments

cze 29

Biurokracja 2

Pisałem o zmianie, którą chcę zrobić – biurokracja.

Odbyłem więc dwie wyprawy na Mokotów po mapy i na początku czerwca pojechałem do urzędu dzielnicy (czwarta wyprawa)  złożyć wniosek o wydanie decyzji o warunkach zabudowy na potrzeby zmiany sposobu użytkowania obiektu budowlanego.

Po prawie miesiącu dostałem odpowiedź, że nie rozpatrują mojego wniosku, bo nie zrobiłem wpłaty.

Właśnie odpisałem im, że „nie wniosłem opłaty skarbowej, gdyż zgodnie z Ustawą z dnia 16 listopada 2006 r. o opłacie skarbowej nie podlega opłacie skarbowej dokonanie czynności urzędowej, wydanie zaświadczenia oraz zezwolenia w sprawach budownictwa mieszkaniowego (art. 2.)„.

Czekam dalej. Mam nieodparte wrażenie, że zwykły obywatel do kontaktów z urzędnikami powinien zatrudnić prawnika…

0
comments

maj 25

Biurokracja

Chcę przeprowadzić banalną rzecz – lokal, który do tej pory był wykorzystywany jako użytkowy chcę przekwalifikować na mieszkalny. Chcę zmienić sposób użytkowania. Jest to lokal w kamienicy niczym nie różniący się od mieszkania, ma łazienkę, toaletę, ma tak, jak inne mieszkania w tej kamienicy tylko i wyłącznie wejście z klatki schodowej. No, niczym się nie różni – deweloper tylko przy budowie wymyślił, że będą tam oprócz mieszkań lokale użytkowe i tak to trwa. Postanowiłem to zmienić.

I nie będzie łatwo. Poszedłem do urzędu i tak – na początek muszę wypełnić Wniosek o wydanie decyzji o warunkach zabudowy. Formularz, który dostałem zupełnie nie przystaje do sytuacji. Są tam rzeczy dla tej sytuacji zupełnie od czapy: dojazd do planowanej inwestycji – dostęp do drogi publicznej, przewidywane zapotrzebowanie na media, na wodę, na ścieki, gaz, ciepło, charakterystyczne parametry techniczne inwestycji oraz dane charakteryzujące wpływ inwestycji na środowisko itd. itp. Nie wiem skąd mam to wiedzieć i nie wiem, po co mam to wiedzieć. Lokal, kamienica stoi od wielu lat i nic w tych kwestiach się nie zmieni. Wniosek jakoś wypełnię, ale, żeby go złożyć, to jeszcze trzeba dołączyć mapkę z innego urzędu. Muszę się walnąć przez całą Warszawę, bo wniosku nie przyjmą. Tam uiszczę obowiązkową opłatę i za 14 dni dostanę mapkę na papierze – nie wiadomo po co, bo te wszystkie mapy urzędnicy mają w komputerach – tylko w jednym urzędzie mi ją wydrukują, a ja zawiozę do drugiego – chociaż i w jednym i drugim urzędzie mają dostęp do tych danych w swoich komputerach (sam widziałem, bo mi urzędniczka na monitorze pokazywała). Mnie czekają dwie wyprawy po tę mapkę.

Ok, mapkę zdobędę, odbędę te dwie wyprawy, a w sumie to trzy, bo najpierw poszedłem po wniosek i informację i udam się do urzędu złożyć wniosek (to będzie moja czwarta wyprawa). Złożę wniosek i będę czekać na decyzję. Gdy decyzja będzie pozytywna – przy piątej wyprawie się tego dowiem – to czekają mnie następne atrakcje: muszę złożyć wniosek o wydanie decyzji o pozwoleniu na wykonanie robót budowlanych (procedura pozwolenia na budowę) wraz ze zmianą użytkowania. I tu, oprócz czasu, który na wyprawy poświęcę, robią się koszty, bo muszę do tego wniosku dołączyć projekt osoby z uprawnieniami, „ekspertyzę techniczną wykonaną przez osobę posiadającą uprawnienia budowlane bez ograniczeń w odpowiedniej specjalności lub przez rzeczoznawcę budowlanego w zakresie obejmującym odpowiednią specjalność”. Będę musiał zatrudnić i projektanta i kierownika budowy, załączyć dowody uzyskania przez nich wymaganych przepisami szczególnymi uzgodnień, pozwoleń, opinii lub innych dokumentów wymaganych zgodnie z art. 32 ust. 1 ustawy Prawo budowlane. Na liście załączników, które wraz z wnioskiem powinienem dostarczyć jest 10 pozycji. Fak. Już się zmęczyłem pisaniem, a to może nawet nie połowa. W każdym razie, jak pozwolenie na budowę będzie, to mogę ruszać z „robotami”. Nie wiem, może prysznic przestawię. Nie, wiem – założę wyciąg nad kuchenką elektryczną.

Załóżmy, że „roboty” wykonane pod nadzorem kierownika budowy i zgodnie z projektem projektanta się zakończą, to będę musiał zgłosić zakończenie budowy wraz ze złożeniem dokumentacji powykonawczej. Tanio pewnie nie będzie. Jeśli w przeciągu trzydziestu dni nie będzie „sprzeciwu”, to mogę ruszać dalej. Uderzyć z kolejnymi wędrówkami do urzędu dzielnicy, który złoży zawiadomienie do Wydziału Ksiąg Wieczystych i dokona zmian w ewidencji gruntów. Będę pewnie na to musiał wypełnić jeszcze z kilka wniosków. Międzyczasie jeszcze pewnie będę musiał wystąpić do wspólnoty mieszkaniowej o zgodę na przekształcenie.

Tak wygląda wstępna teoria w skrócie. Fak. Ale może praktyka mnie miło zaskoczy. Zobaczymy.

2
comments

kwi 28

Urzędniczki w mocno średnim wieku

Żona dzisiaj spotkała się z urzędasami od podatku od nieruchomości, mnie już nie ciągnęła. Spotkała się z nimi i jest mocno zdegustowana.

Przyszły dwie paniusie w mocno średnim wieku. Spóźniły się piętnaście minut, nawet przepraszam nie bąknęły.

Na początek rozmowy nie wiedziały, jaki jest numer domu – myślały, że inny. Żona już się zeźliła, że może niepotrzebnie ją fatygowały. Bałagan więc niezły mają na własne życzenie. Dlaczego w ogóle posługują się numerami domów, to ewentualnie jest informacja dodatkowa, numer domu nie powinien ich interesować, powinno ich interesować, że działka jest nr x z obrębu y-z. I tyle.

Trzymały mapę i próbowały coś na niej wypatrzyć. Źle ją trzymały, żona zwróciła uwagę, że trzymają do góry nogami. „A tak, tak”. Szukały, szukały, w końcu żona im działkę na mapie palcem pokazała.

Mierzyć nic nie chciały, bały się wysokiej trawy – „tu mogą być kleszcze, jak się boję, nie będę tam chodzić”. Przyszły, bo drony latają, robią zdjęcia okolicy i nie wszystko im się zgadza.

Żona była do spotkania przygotowana, pokazała dowody wszystkich wpłat, akty notarialne, nawet starą księgę meldunkową (w sumie było tego 43 dokumenty). Miała nawet dla nich ksera. Nie za bardzo podziękowały, dały kwit, że były na inspekcji. Poszły na tę inspekcję nasze podatki.

0
comments

kwi 28

Rachunek

Wypełniłem pity i mam do zapłacenia tysiączek z kawałkiem. No i szukam numeru konta. Uparłem się, że znajdę je sam, bez pomocy Google. Wszedłem na stronę urzędu i moja irytacja rośnie z każdą minutą. Co za debile z tych urzędasów, że ukryły numer konta tak, że nie można go znaleźć? No, kurwa, szlag by idiotów trafił. Człowiek chce dać na nich kasę, a nie może. Taka informacja powinna normalnie razić po oczach, wchodzisz na stronę urzędu i pierwsze, co widzisz, to numer rachunku.

Korzystam z wyszukiwarki, którą umieścili na stronie i chuj, dalej nie mam, wychodzi mi jakieś pierdolone „Porozumienie pomiędzy Dyrektorem Izby Skarbowej i Dyrektorem Izby Celnej”. Kurwa, cwele, kto was zatrudnił?

Dobra, przechodzę do mapy serwisu, w tym moja ostatnia nadzieja. Jest.

0
comments

kwi 14

Znowu wsparłem urzędasów

Znowu wsparłem urzędasów, dołożyłem się do ich pensji, choć nie musiałem. Zamówiłem płyty w Stanach, zapłaciłem, przyszły po kilku dniach. Nawet się nie zdziwiłem, że kurier przywitał mnie notą księgową z Urzędu Celnego. Kolejne 250 zł na, kurwa, nie wiadomo co. Na dotacje dla górników? Albo na te fundusze europejskie, które niszczą konkurencyjność na rynku, pozwalając jednym firmom stosować ceny poniżej rzeczywistych kosztów? Dlaczego większość naszych pieniędzy jest trwoniona na nikomu niepotrzebne rzeczy, albo wręcz wydawana na rzeczy złe?

Z kolei, żona jest wkurzona, bo dostała polecony z urzędu gminy, że chcą zrobić kontrolę, czy płaci podatek od nieruchomości w odpowiedniej wysokości. Będą mierzyć, czy domek sprzed pół wieku na jej działce ma rzeczywiście trzydzieści kilka metrów, czy może trzydzieści kilka i jeszcze kilka centymetrów. Domek można obejrzeć z zewnątrz, nawet jeśli pół wieku temu niedokładnie go w środku zmierzono, to jaka może być rozbieżność? Pół metra? Jeśli jest pół metra większy (a równie dobrze może być pół metra mniejszy), to gmina dostanie rocznie 35 groszy więcej podatku. Polecony kosztował ponad 10 razy więcej, ktoś go musiał przygotować, wysłać, przyjdzie dwóch urzędasów, będzie mierzyć, każda godzina ich pracy, to przynajmniej 25 zł za jednego, ktoś zrobi sprawozdanie itd. itp. No, kurwa, co za kraj, że nikt nie liczy się z publicznym groszem. Wydają bez opamiętania, bez szacunku dla pracy innych ludzi, którzy dla nich te pieniądze zarobili, a później im ciągle mało.

Żona też będzie musiała poświęcić czas, żeby tam pojechać, ich wpuścić, pewnie mnie będzie ciągnąć. Nasz czas też kosztuje.

0
comments

kwi 09

Lubię czytać o ZUS

ZUS jest instytucją, o której lubię czytać. No i czytam niepokojące wieści. Kilka dni temu ucieszyło mnie, że test, który był częścią konkursu na stanowisko prezesa pomyślnie przeszła tylko młoda pani doktor nauk prawnych. Myślę, że to byłaby dobra osoba, żeby dokonać jakichś zmian na lepsze.

No, ale dzisiejsze wieści są złe – czytam, że już kombinują, jak tu konkurs unieważnić. Że niby za nisko postawiono poprzeczkę, że pani doktor nigdy nie zarządzała dużą masą ludzi, że… No, kurwa, jak chce się uderzyć psa, to kij się zawsze znajdzie. Lepiej niech zajmą się tymi kandydatami, którzy testu nie zdali. Kandydował między innymi nijaki Niedzielski, który był dyrektorem Departamentu Kontroli w Centrali ZUS. Dyrektor w ZUSIE nie ma pojęcia o ubezpieczeniach społecznych, oblewa test wiedzy? Kto takiego osobnika zatrudnił na dyrektorskie stanowisko? Jak to świadczy o poziomie urzędasów w tej instytucji? Należałoby zweryfikować wiedzę i umiejętności całego szefostwa ZUS i innych pracowników, a i także osób, które te osoby zatrudniały, a nie podważać wyniki aktualnego konkursu.

2
comments

mar 31

Płacę podatek od tego, że żyję

Zamykając firmę chciałem między innymi przestać finansować całą tę armię biurokratów, urzędników – cały ten w moim odczuciu pasożytniczy narost. Uznałem, że na to, co skorzystałem i skorzystam z państwa zapłaciłem już z nawiązką kilku pokoleń.

Niestety, żyjąc tutaj nie można ich nie finansować. Właśnie opłaciłem rachunek za gaz – 250 zł poszło na państwo (23 % VAT).

Nasze państwo zachowuje się, jak wróg. Ogrzanie domu jest rzeczą niezbędną dla życia człowieka, dla przeżycia człowieka w naszym klimacie[1], a państwo chce jeszcze na tym zarobić 23 %. Tak robi tylko wróg; nie przyjaciel – płać i żyj, albo zdychaj. Żeby państwo polskie pozwoliło mi żyć, muszę płacić podatki.

[1] Zwolennicy teorii spiskowych (ja nim nie jestem) mogliby zaraz uknuć następną. Dlaczego nie można wyciąć swojego drzewa na własnej działce? Bynajmniej nie dlatego, żeby chronić lasy – gdzie las, a gdzie moja działka. Otóż nie można, bo jakbym nim ogrzał dom, to państwo nic by z tego nie miało.

2
comments

gru 28

Oni mają etat, my na nich pracujemy

Świąteczne spotkania. W większości rodzin, w bliższej lub dalszej, pewnie jest jakiś urzędas. W mojej ich nie brakuje. No i przy tym świątecznym stole była mowa, że jakiś tam po geografii zaczął pracę w urzędzie powiatowym w mieście X. A mi od razu świąteczny nastrój się psuje. Mówienie, że urzędnicy pracują to mocne nadużycie. Oni mają etat, a to my na nich pracujemy. No, bo na czym po geografii taki koleś w urzędzie może się znać. W moim odczuciu, to, co robią, to nie jest praca – to w większości są czynności nikomu tak naprawdę niepotrzebne.

0
comments

lis 28

Wyprofilowany

Byłem dzisiaj w PUP i zostałem wyprofilowany 🙂

Urzędniczka zadała mi kilkanaście pytań, odpowiedzi dostosowała do tych, które miała na ekranie, bo niby pytania miały charakter otwarty – „respondenci” nie znają możliwych odpowiedzi – ale to, co powiedzą „ankieter” musi „przetworzyć” na możliwe odpowiedzi z kwestionariusza. Gdy spytałem, a jakie są możliwe odpowiedzi, to usłyszałem, że nie ma, że sam muszę odpowiedzieć. No i odpowiadałem.

Na przykład na pytanie „Co poza uzyskaniem dochodu skłania Pana do podjęcia pracy?” odpowiedziałem, że praca w wyuczonym zawodzie sprawiałaby mi przyjemność (no, ale, cóż, nie ma jej) – do tego pani urzędniczce pasowała „perspektywa rozwoju zawodowego i osobistego”. To trochę co innego, niż robić to, co się lubi i dostawać za to jeszcze pieniądze, ale cóż.

W każdym razie po tych kilkunastu pytaniach i odpowiedziach komputer przedstawił werdykt. Profil drugi. Bezrobotny, który może korzystać ze wszystkich usług i instrumentów rynku pracy, jakie oferują urzędy. Czyli to, co chciałem. Limes inferior.

0
comments