lis 14

Ubezpieczenie OC i inne myśli

„Idąc” dalej wątkiem samochodowym – jest jedna rzecz dotycząca aut, która w naszym prawodawstwie mi się nie podoba. Nie podobają mi obowiązkowe ubezpieczenia pojazdów.

Uważam, że interes finansowy posiadaczy samochodów (szczególnie tych droższych) nie może być ważniejszy od bezpieczeństwa na drogach, ważniejszy od życia ludzkiego.

No, bo czemuż służą obowiązkowe ubezpieczenia? Służą one temu, że jak ktoś spowoduje szkodę na naszym samochodzie, to niezależnie od wszystkiego ta szkoda została naprawiona. Czy sprawca ma kasę, czy nie, czy chciałby zapłacić, czy trzeba by go ciągać po sądach – to nieważne, bo nie płaci sprawca, ale ubezpieczyciel i co za tym idzie – pośrednio wszyscy posiadacze samochodów składają się za tego sprawcę na naprawę.

Pod względem czysto finansowym, to rozwiązanie jest sensowne. No, bo gdy przykładowo jakiś zadłużony osobnik, który jeździ dwudziestoletnim złomem (za dwa tysiaki) uderzy w nowiutkiego wypasionego merca i naprawa będzie kosztować dwadzieścia tysiaków (nie daj boże dwieście tysiaków), których to on nie ma i  żaden bank pożyczki mu już nie udzieli, to niewinny w tym wypadku właściciel merca sam będzie musiał zapłacić za naprawę[1].

Ale istnieją obowiązkowe ubezpieczenia i w tej sytuacji „złomiarz” może spokojnie jeździć po drogach nie bojąc się, że uszkodzi auto krezusowi[2]. No, bo nie on płaci, najwyżej podniosą mu trochę składkę, ale nie będzie to dwieście tysięcy złotych, a najwyżej kilka setek. W takiej sytuacji, to on nie ma odpowiedniej motywacji, żeby uważać na drodze (moim zdaniem, na przeciętnych ludzi dużo lepiej oddziałuje wizja nieuchronnej kary finansowej, niż abstrakcyjna kara więzienia i tak najczęściej orzekana w zawieszeniu). Dodatkowo, w naszej „kulturze” – on nie jest wewnątrzsterowny. To, jaką prędkością ma jechać mówią mu znaki na drodze, jak ma się zachowywać na drodze – inne zakazy i nakazy. On w zasadzie ma się stosować do znaków, przepisów i jak tylko to robi, to jest zwolniony z myślenia. Nie bierze za nic odpowiedzialności. Powinien mieć przynajmniej wybór – jeżdżę ostrożnie, uważnie, jestem dobrym kierowcą, to nie muszę wykupywać ubezpieczenia. Gdy jest przymus, to nawet nie ma takiej refleksji. Poza tym ubezpieczać powinien się kierowca, a nie samochód. Co to w ogóle za idiota wymyślił odpowiedzialność cywilną rzeczy? To jest chore, przecież nie samochód powoduje wypadek, ale kierowca[3] (nawet jeśli odpadnie koło w samochodzie, to w czasie, gdy ktoś nim kieruje – gdyby samochód stał w garażu, to wypadku by nie było).

A gdyby za nieuwagę na drodze, za błędy w prowadzeniu auta groziłyby mu konkretne straty finansowe? Na pewno bardziej by uważał. Cześć osób, które, no, nie mają talentu do kierowania w ogóle nie wsiadłaby za kierownicę. Jestem absolutnie przekonany, że byłoby mniej wypadków. Refleksja kierowcy powinna sięgać dalej niż tylko do zapłacenia mandatu, kierowca powinien pomyśleć o realnych konsekwencjach swoich decyzji, a nie tylko o abstrakcyjnym przewinieniu, jakim jest jechanie autostradą przy dobrej dyspozycji psychofizycznej dobrym samochodem 140 km/h. Jakby jechał niewyspany wartburgiem, to faktycznie było by to niebezpieczne, ale nie wypoczęty nowiutkim wypasionym mercem. A tak, czy jest wypoczęty, czy nie, czy jedzie dobrym autem, czy złym, to ktoś za niego decyduje ile ma jechać. Przestaje myśleć.

Może niedługo politycy wpadną na pomysł, żeby wprowadzić obowiązkowe ubezpieczenia od wszystkiego. No, bo przecież można kogoś nazwać idiotą, można przewrócić manekina w sklepie, zbić słoik keczupu, upuścić pożyczoną komórkę, zalać sąsiadowi mieszkanie, spalić dom… Wtedy już człowiek zupełnie przestanie być człowiekiem.


[1] Od tej strony patrząc, to ubezpieczenie jest najbardziej w interesie posiadaczy drogich samochodów, no bo, gdy właściciel merca skasuje auto zadłużonego, to żadnym problemem dla niego nie będzie odkupienie tego auta za dwa tysiaki.

[2] Od tej strony patrząc, to ubezpieczenie pozwala na pełną demokrację w ruchu drogowym – czy jesteś pustakiem, czy nie – jeździć możesz. Nawet przez myśl mi nie przeszło  zakazywanie (no, może jednak przez myśl mi przeszło, ale ja zawsze daleki jestem od zakazywania czegokolwiek) tego typu ubezpieczeń, jedynie ich dobrowolność, więc demokratycznie i tak każdy pustak mógłby jeździć.

[3] Jeśli chcę mieć pięć samochodów, którymi tylko ja kieruję, to powinno mi wystarczyć jedno ubezpieczenie, ale jeśli małżeństwo ma jeden samochód, którym jeździ na zmianę, to powinni opłacać dwa ubezpieczenia. Nie podoba się większość czytelników, co?

0
komentarze

Reply