Ile przez tych darmozjadów w Sejmie trzeba się naklikać. Miliardy, czy nawet (w przyszłości) biliony nikomu niepotrzebnych kliknięć. Szlag mnie trafia, gdy co otworzę jakąś stronę, to najpierw muszę kliknąć w wyskakującą informację. Na komputerze mi ona po prostu przeszkadza, ale w smartfonie się inaczej nie da, bo zasłania dużą część ekranu.
I tak nikt tych informacji nie czyta i tak wszystkim wszystko jedno, dziewięciu na dziesięciu nie wie nawet co to cookies i z czym to się je.
Szkoda, że tych darmozjadów od wprowadzenia ciasteczek (informacji o nich) nie mogę pozwać za mój stracony czas. Bo nawet jeślibym pozwał Sejm, to pozywam państwo polskie, a darmozjady za mój czas nie zapłacą ani grosza, groza. Nie zapłacą też milionów, które kosztuje stracony na klikanie czas użytkowników polskiego Internetu. Jak coś się uchwala, to trzeba też policzyć jakie zwykłe ekonomiczne koszty za sobą to niesie – mam nieodparte wrażenie, że do Sejmu dostają się w większości osoby bezmyślne.
Mam tylko nadzieję, że to nie jest malutki kroczek w kierunku ograniczenia wolności Internetu. Niby nieszkodliwy, niby w imię praw obywatelskich (koń by się uśmiał), ale zmierzający do kontroli właścicieli stron internetowych. Takimi małymi kroczkami politycy wprowadzali już różne świńskie praca. Ciekawe, czy ktoś wie, od uchwalenia jakich niewinnych, w imię większości, praw zaczął holocaust.
Ja sam nie wiem dokładnie, co to są te cookies, nigdy mnie to nie interesowało. Nie wiem, czy moja strona je wykorzystuje. Ja ich nie wykorzystuję na pewno. Wolność Internetu polega między innymi na tym, że każdy może sobie założyć stronę – bez zatrudniania do tego informatyków, prawników (i nie daj Boże księgowych), a każde prawo, które pozbawia ludzi bez odpowiedniej specjalistycznej wiedzy lub finansowych możliwości[1], aby zatrudnić tych specjalistów jest gwałtem na wolność Internetu.
—
[1] W przypadku, gdy ktoś posiada te finansowe możliwości, to prawo takie może nie gwałci, ale ogranicza wolność Internetu.
W ogóle ci nasi prawodawcy, to jacyś prawni analfabeci. Każą pisać „Strona wykorzystuje…”. Jak to strona wykorzystuje? Strona jest wyposażona w inteligencję, jest podmiotem prawa? Bzdura. Co najwyżej administrator strony, administracja (jako zbiór osób) może coś wykorzystywać. Ja jako administrator strony, istota inteligentna i podmiot prawa nic z tego co prawodawcy mieli na myśli nie wykorzystuję.
[…] będą na właścicieli stron internetowych nakładać ciągle nowe obowiązki[1] (takie jak np. cookies), to tylko ktoś komercyjnie działający w sieci będzie mógł mieć swoją niezależnie[2] […]