To, o czym między innymi pisałem wczoraj, może doprowadzić do powstania państwa podziemnego. Alternatywy wobec państwa oficjalnego: mające swoje sądy, szkolnictwo itd. – mamy, jako Polacy, już w tym doświadczenie, już takie państwo istniało w czasie okupacji. Teraz jego zorganizowanie byłoby dużo prostsze dzięki dobrodziejstwu Internetu (stąd może ciągłe zakusy państwa oficjalnego do kontrolowania tej sfery).
Przystąpienie do takiego państwa byłoby, oczywiście, dobrowolne – każdy miałby prawo wyboru – jeśli czuje, że to, w czym żyje, to „nie jego bajka”, to mógłby zostać obywatelem państwa początkowo podziemnego, alternatywnego. Mieliśmy prawo wyboru funduszu emerytalnego, mamy prawo wyboru szkoły, lekarza (z drugiej strony pewnie już niedługo), powinniśmy mieć i prawo wyboru państwa. W tej chwili możemy jedynie opuścić państwo oficjalne poprzez emigrację, ale do cholery, dlaczego? Nie uważam, żebym musiał opuszczać ziemię swoich ojców, bo jakieś człowieki robią z niej łagry. Mam prawo tu żyć tak, jak mi się podoba, jeśli, oczywiście, moje prawa nie ograniczają praw innych ludzi. Tutaj powinny istnieć alternatywy, a nie alternatywą być tylko ucieczka.
Po co to nowe państwo? Że można zmienić stare państwo w ramach istniejących struktur? Nie za bardzo można. Może jakby pojawiła się jakaś postać z olbrzymią charyzmą, to może miałaby szanse. Teraz rządzą partie polityczne i jednostka nie ma szans. To może wstąpić do jakiejś partii politycznej i zmieniać? Na studiach wstąpiłem i stwierdzam, że zwykłemu człowiekowi nic zmienić się nie da. W partii politycznej, albo będziesz krakać, jak wszyscy wokół, albo będziesz izolowany. Jak nie będziesz świnią, jak nie będą mieli na ciebie haka, to nigdzie nie zajdziesz. To demokracja. Pięciu uczciwych nie przegłosuje trzydziestu kolesiów.
Obywatele i jednego państwa i drugiego (może też trzeciego i czwartego) mogliby zgodnie żyć na jednej ziemi. To drugie (i trzecie i czwarte) nie musiałoby być wcale podziemne, mogłoby być całkiem jawne i oficjalne.