Ostatnio pisałem o tym, co państwo ode mnie chce, co mi każe robić, co ode mnie wymaga. Może dzisiaj o tym co mi daje w zamian.
Swego czasu chciałem zapisać córkę do państwowego przedszkola i nie udało mi się. Nie było miejsca dla mojego dziecka. Płacę ogromne podatki w swojej dzielnicy i niestety, za te moje podatki miejsce w przedszkolu dostały inne dzieci. I to bynajmniej nie te, których rodzice mają problemy finansowe, których nie stać na posłanie dziecka do prywatnego przedszkola. Na pewno nie – bo dyrektor przedszkola przyjmując dziecko nie ma prawa sprawdzać dochodów rodziców.
Kim w takim razie byli ci szczęśliwcy, których dzieci zostały zapisane do państwowego przedszkola? Piszę „szczęśliwcy”, bo uważam, że państwowe przedszkola i szkoły są lepsze od prywatnych. Prywatne często przypominają „ochronkę u cioci Jadzi” i jeśli nawet w pierwszym, drugim roku funkcjonowania są ok, to później w większości schodzą na psy.
Otóż szczęśliwcami tymi byli zwyczajni kombinatorzy. Na 25 miejsc 24 zajęły dzieci tzw. samotnych matek. Patrząc, kto odbiera te dzieci z przedszkola, to one są tak samo samotne, jak papużki nierozłączki w parach. Po prostu żyją w zwykłych konkubinatach i tyle.
To jest złe państwo – państwo, w którym promowani są kombinatorzy, w którym wręcz zachęca się ludzi do kombinowania, a człowiek, który nie kombinuje może się w nim czuć tylko jak frajer.
[…] pracujący, a niestety, w tym kraju premiowani są kombinatorzy (podobnie jak w przykładzie przedszkolnym) – co by się nie narobić, a jak najwięcej zarobić. Bo co to za problem w Polsce […]
[…] pisałem o tym, że państwo promuje konkubinaty (zapisy do przedszkoli) – to kolejny tego przejaw. Zapewne mowa w tej ustawie tylko o małżonku, a o konkubinie, […]