maj 16

Śmieci

Mieszkam w Warszawie i od kwietnia mamy tutaj nowe opłaty za wywóz śmieci. Liczy się od zużytej wody, poprzednio było od lokalu.

Płacenie za śmieci od zużytej wody jest jednak od czapy. Właśnie umyłem (przepłukałem) plastikowy pojemnik po serku – żeby móc go wrzucić do śmieci segregowanych. I za tę moją proekologiczną postawę zostanę ukarany wyższą opłatą za wywóz śmieci.

Nie wiem. Odczuwam dysonans. Chyba będę je wylizywać.

0
komentarzy

gru 30

Rozkradanie publicznych pieniędzy

W tym roku 232 tys. zł dostała katolicka organizacja na stworzenie strony jp2online. Dotacja od Ministerstwa Kultury. Chyba od ministerstwa kultury katolickiej, kurwa.

Postanowiłem zajrzeć na tę stronę i włos mi się na głowie zjeżył. Fuck, taką stronę to ja mogę przygotować w jeden dzień za pół tysia. A gdzie, kurwa, pozostałe 231 i pół tysiąca złotych. To jest zwyczajnie wyprowadzenie publicznych pieniędzy.

Nawet wyszukiwarka na tej stronie jest fejkowa. Wpisałem w nią „chuj” i pokazała mi „około 15 wyników”.

Graficznie to klon strony centrumjp2 zrobionej na WordPressie. Naprawdę, to zwykła kradzież publicznych pieniędzy. Bez przetargu, bez niczego. Po prostu ktoś bierze kasę za coś, co ja mogę zrobić w jeden dzień.

0
komentarzy

sie 10

Urzędy

Rano byłem w Urzędzie Pracy na rozmowie z doradcą zawodowym i… jestem pod wrażeniem. W całym pozytywnym tego słowa znaczeniu. Pełen profesjonalizm, świetne wyczucie sytuacji, wspaniale zastosowane techniki motywacyjne i… pomoc. Normalnie, jakbym siedział na kozetce u psychoterapeuty. I to pewnie dużo lepiej niż u psychoterapeuty. I w dodatku za darmo. Zostałem porządnie zmotywowany, żeby tak bezczynie nie siedzieć, żeby coś zrobić, żeby zrobić coś konkretnego o czym może później napiszę.

Minęło już dziewięć godzin i dalej jestem pod wrażeniem. Jednak i w polskich urzędach znaleźć można profesjonalistów, ludzi znających się na swojej robocie.

Potem jednak pojechałem do drugiego urzędu – Urzędu Dzielnicy – i tu, niestety, totalna załamka. Mój wniosek (patrz – biurokracja) leży dalej bez rozpatrzenia. Osoba, która się nim powinna zajmować wytknęła mi na przykład, że napisałem we wniosku 41,7 metra, a (według niej) powinienem napisać około 42 metry. Czarna magia, zupełnie nie rozumiem, o co chodzi, skoro lokal ma 41,7 metra, to dlaczego mam pisać około 42 metry? Takich „smaczków” było kilka. Jutro będę pisać skargę na tego urzędnika.

Mimo wszystko, ta pierwsza perełka mocno mnie podbudowała, świetny to był dzień.

0
komentarzy

lip 24

Rozterki

Firmę zamknąłem dwa lata temu. Może się wydawać, że takie siedzenie w domu to łatwizna, sama przyjemność. Otóż, kurwa, nie. Łatwo jest zarabiać kasę – jest cel, wystarczy tylko dobrać odpowiednie środki i się kręci. To łatwizna. Zarabiać kasę, wydawać, „być, jak konsument”.

A co robić, gdy ten cel się znudzi? Gdy nie ma już przyjemności w zarabianiu i wydawaniu. No i tu jest problem. Siedzę już tak dwa lata bez celu i wcale łatwo nie jest. Oczywiście, mam różne małe cele – na przykład wychowywanie dzieci. No, ale dzieci już nie są małe, już nie tylko nie potrzebują kontaktu 24 h na dobę, ale wręcz muszą już w coraz większej społecznie mierze żyć własnym życiem. Miałem zamiar napisać książkę. Generalnie ją napisałem i kurwa, wydaje mi się mało ciekawa. Może i fajnie napisana, ale jakaś taka bez sensu.

1
komentarzy

cze 29

Biurokracja 2

Pisałem o zmianie, którą chcę zrobić – biurokracja.

Odbyłem więc dwie wyprawy na Mokotów po mapy i na początku czerwca pojechałem do urzędu dzielnicy (czwarta wyprawa)  złożyć wniosek o wydanie decyzji o warunkach zabudowy na potrzeby zmiany sposobu użytkowania obiektu budowlanego.

Po prawie miesiącu dostałem odpowiedź, że nie rozpatrują mojego wniosku, bo nie zrobiłem wpłaty.

Właśnie odpisałem im, że „nie wniosłem opłaty skarbowej, gdyż zgodnie z Ustawą z dnia 16 listopada 2006 r. o opłacie skarbowej nie podlega opłacie skarbowej dokonanie czynności urzędowej, wydanie zaświadczenia oraz zezwolenia w sprawach budownictwa mieszkaniowego (art. 2.)„.

Czekam dalej. Mam nieodparte wrażenie, że zwykły obywatel do kontaktów z urzędnikami powinien zatrudnić prawnika…

0
komentarzy

maj 28

Polsat Cyfrowy

Dwa dni temu Polsat Cyfrowy w środku nocy wysłał mi sms-a. Nie to, że mnie obudził, odkąd obudziły mnie sms-y T-mobile mam w telefonie założoną blokadę na połączenia od 22.00 do 7.00 rano. Jednak praktyka wysyłania sms-ów w nocy budzi moja oburzenie i postanowiłem z tym walczyć. Wszedłem na stronę Polsatu, znalazłem do nich adres i napisałem maila z prośbą o wyjaśnienia:

 Czy mogliby mi się Państwo wytłumaczyć z sms-a, którego wysłaliście mi dzisiaj o godzinie 0.40 (na numer XXX)? Czterdzieści minut po północy. Zawodowo zajmuję się pisaniem i już ciśnie mi się na usta tytuł „Polsat Cyfrowy to chamska firma – budzi ludzi w środku nocy”. Na razie wstrzymuję się z pisaniem, jestem ciekaw Państwa odpowiedzi, ale na pewno coś o tym napiszę – bezsprzecznie Państwa działanie godzi w dobre obyczaje.

 Odpisali:

 Prosimy o podanie numeru karty dekodera, którego dotyczy poniższe zgłoszenie oraz numeru PESEL.

 Ok, nie mogą znaleźć sms-a po nazwisku i numerze telefonu, to podam im więcej danych. No problem. W sms-ie było, że przypominają że w dniu 4.06.2015 upływa termin zwrotu dekodera. Rozwiązałem z nimi umowę i mam zwrócić dekoder. Wiem o tym doskonale, mam w terminarzu wszystko zaplanowane, ale do tego czwartego zgodnie z umową dekoder „jest mój”. Nie jestem dzieckiem i nie potrzebuję jakichś specjalnych przypomnień w formie nocnych pobudek. Napisałem:

 Przede wszystkim to nie zgłoszenie, nie jest to żadna skarga, reklamacja, tylko zwykłe pytanie. Przede wszystkim interesuje mnie, czy to normalna u Państwa praktyka, że wysyłacie Państwo ludziom w nocy sms-y, czy była to tylko jakaś awaria, błąd systemu. Jeśli w odpowiedzi mają Pani pomóc dane, o które Pani prosi, to proszę bardzo:

Nr karty dekodera: XXX

Pesel: XXX

 No i dostałem odpowiedź:

 Przepraszamy za niedogodności związane porą wysyłki do Pana wiadomości SMS, zapewniamy, że nie wynikało to ze złej woli Cyfrowego Polsatu. Wyjaśniamy, że skierowaną do Pana wiadomość miała jedynie charakter informacyjny.

 Jednak chamstwo. Przeprosiny na odczepnego, jakieś niedogodności… Zamiast przyznać się do błędu, obiecać, że coś z tym zrobią, to piszą o „niedogodności”. Fundujecie specjalnie, z premedytacją, ludziom „niedogodności”, żeby szybciej oddali dekoder? Chamstwo z długim ryjem. Lepiej działa taki sms wysłany w nocy? Oczywiście, że tak[1]. Przypomina to trochę metody gangsterskie. Jak klient nie chce oddać, to trzeba go trochę postraszyć. Zrobić mu w nocy wjazd na chatę. Pobudzić żonę, dzieci, teściową. „To musisz zięciu im coś oddać? Jesteś tym ludziom coś winny?

Oddałem im wczoraj ten dekoder. Metoda działa 🙂 – metoda na pewno działa, ale ja na środę i tak miałem ten zwrot w terminarzu, bo mogłem to zrobić przy okazji, a nie specjalnie jechać. Oddałem ten dekoder, nie będą mnie już nękać, ale nie chcę tego tak zostawić. Nie można tak postępować, nie akceptuję takich praktyk nawet, gdy mnie to już nie dotyczy. Może obudzą krewnego, czy znajomego. Napisałem do ich rzecznika prasowego:

 Nie otrzymałem odpowiedzi na proste pytanie wysłane na maila kontakt@cyfrowypolsat.pl (cała korespondencja poniżej). Może Pani udzieli mi odpowiedzi? Czterdzieści minut po północy otrzymałem od Pani firmy „sms-a informacyjnego”. Sam sms nie budzi moich emocji, budzi pora jego nadania. Z korespondencji, którą zacząłem z Pani firmą prowadzić można sądzić, że wysyłanie sms-ów o tej porze to normalna praktyka Polsatu Cyfrowego. Jak się Pani do tego odniesie?

Pora kontaktowania się z klientami o tej porze nie jest zgodna z dobrymi obyczajami (ujętymi w Kodeksie Cywilnym), na pewno narusza warunki umowy, którą Państwa klienci zawierają z Polsatem Cyfrowym. Jakie jest stanowisko Pani firmy, czy zamierza taką praktykę zmienić, czy nadal będzie budzić swoich klientów (i byłych klientów) w środku nocy?

Czekam na odpowiedź.

aktualizacja 29 maja 2015

Dostałem dzisiaj odpowiedź, co prawda nie od rzecznika prasowego, ale w odniesieniu do pisma do niego skierowanego:

W nawiązaniu do korespondencji elektronicznej skierowanej do Rzecznika Prasowego Cyfrowego Polsatu S.A. Pani Olgi Zomer uprzejmie informujemy, że opisana przez Pana sytuacja nie stanowi standardowego działania i miała miejsce na skutek incydentalnego błędu systemu.

Zapewniamy, iż dokładamy wszelkich starań, aby utrzymać wysoki poziom obsługi, a dobre relacje z naszymi Klientami są priorytetowym celem naszej firmy.
Z uwagi na powyższe pragniemy podziękować za przekazane zgłoszenie. Pozwoliło nam ono podjąć niezbędne kroki, aby podobne zdarzenie nie miało miejsca w przyszłości.

Odpowiedź ta generalnie kończy całą sprawę. Mogę poczuć się mile połechtany, że przyczyniłem się do utrzymania starań nad „wysokim poziomem obsługi” i do tego żeby „podobne zdarzenie nie miało miejsca w przyszłości”.

No, ale jakby jednak takie błędy Polsatowi Cyfrowemu zdarzały się w przyszłości, to ich ofiary będą miały się do czego odnieść w kwestii incydentalności.

[1] Że jest to metoda skuteczna wiem doskonale. Nawet śmiem sądzić, że byłem jednym z „prekursorów” wysyłania takich sms-ów. Kilkanaście lat temu na budowie jeden facet strasznie mnie zwodził – banalna rzecz, zabrakło jednej końcówki do karnisza i obiecał, że jutro, czy w jakiś tam wtorek dowiezie. Uwierzyłem, zapłaciłem mu całą kwotę za jego pracę i czekałem. Nie dowiózł. Obiecał, że dowiezie w innym terminie. W tym terminie też nie dowiózł. Końcówka była dość unikalna, pewnie miałbym problem ze znalezienie takiej samej, a zresztą zapłaciłem za nią. Obiecał, że wyśle pocztą, bo jest strasznie zawalony pracą i jakoś mu nie po drodze. Na przesyłkę czekałem trzy tygodnie, międzyczasie dopytując się, czy już wysłał. „Ależ tak, wspólnik ją wysłał kilka dni temu”. Tere fere. Końcówka wiele nie warta, warte zasady. Z neta napisałem sms-a w imieniu jakiegoś tam Samozwańczego Komitetu Sprawiedliwości i ustawiłem czas wysłania na minutę po północy. Rano facet był już nadać przesyłkę, a ja ją dostałem z rąk kuriera po południu.

No, ale tę metodę zastosowałem do faceta, który mnie wielokrotnie oszukał i był mi coś winien. Co miałem go pozwać i czekać wiele lat na wyrok? Ja Polsatu ani nie oszukiwałem, ani do 4 czerwca nie byłem im nic winien.

 

0
komentarzy

maj 25

Biurokracja

Chcę przeprowadzić banalną rzecz – lokal, który do tej pory był wykorzystywany jako użytkowy chcę przekwalifikować na mieszkalny. Chcę zmienić sposób użytkowania. Jest to lokal w kamienicy niczym nie różniący się od mieszkania, ma łazienkę, toaletę, ma tak, jak inne mieszkania w tej kamienicy tylko i wyłącznie wejście z klatki schodowej. No, niczym się nie różni – deweloper tylko przy budowie wymyślił, że będą tam oprócz mieszkań lokale użytkowe i tak to trwa. Postanowiłem to zmienić.

I nie będzie łatwo. Poszedłem do urzędu i tak – na początek muszę wypełnić Wniosek o wydanie decyzji o warunkach zabudowy. Formularz, który dostałem zupełnie nie przystaje do sytuacji. Są tam rzeczy dla tej sytuacji zupełnie od czapy: dojazd do planowanej inwestycji – dostęp do drogi publicznej, przewidywane zapotrzebowanie na media, na wodę, na ścieki, gaz, ciepło, charakterystyczne parametry techniczne inwestycji oraz dane charakteryzujące wpływ inwestycji na środowisko itd. itp. Nie wiem skąd mam to wiedzieć i nie wiem, po co mam to wiedzieć. Lokal, kamienica stoi od wielu lat i nic w tych kwestiach się nie zmieni. Wniosek jakoś wypełnię, ale, żeby go złożyć, to jeszcze trzeba dołączyć mapkę z innego urzędu. Muszę się walnąć przez całą Warszawę, bo wniosku nie przyjmą. Tam uiszczę obowiązkową opłatę i za 14 dni dostanę mapkę na papierze – nie wiadomo po co, bo te wszystkie mapy urzędnicy mają w komputerach – tylko w jednym urzędzie mi ją wydrukują, a ja zawiozę do drugiego – chociaż i w jednym i drugim urzędzie mają dostęp do tych danych w swoich komputerach (sam widziałem, bo mi urzędniczka na monitorze pokazywała). Mnie czekają dwie wyprawy po tę mapkę.

Ok, mapkę zdobędę, odbędę te dwie wyprawy, a w sumie to trzy, bo najpierw poszedłem po wniosek i informację i udam się do urzędu złożyć wniosek (to będzie moja czwarta wyprawa). Złożę wniosek i będę czekać na decyzję. Gdy decyzja będzie pozytywna – przy piątej wyprawie się tego dowiem – to czekają mnie następne atrakcje: muszę złożyć wniosek o wydanie decyzji o pozwoleniu na wykonanie robót budowlanych (procedura pozwolenia na budowę) wraz ze zmianą użytkowania. I tu, oprócz czasu, który na wyprawy poświęcę, robią się koszty, bo muszę do tego wniosku dołączyć projekt osoby z uprawnieniami, „ekspertyzę techniczną wykonaną przez osobę posiadającą uprawnienia budowlane bez ograniczeń w odpowiedniej specjalności lub przez rzeczoznawcę budowlanego w zakresie obejmującym odpowiednią specjalność”. Będę musiał zatrudnić i projektanta i kierownika budowy, załączyć dowody uzyskania przez nich wymaganych przepisami szczególnymi uzgodnień, pozwoleń, opinii lub innych dokumentów wymaganych zgodnie z art. 32 ust. 1 ustawy Prawo budowlane. Na liście załączników, które wraz z wnioskiem powinienem dostarczyć jest 10 pozycji. Fak. Już się zmęczyłem pisaniem, a to może nawet nie połowa. W każdym razie, jak pozwolenie na budowę będzie, to mogę ruszać z „robotami”. Nie wiem, może prysznic przestawię. Nie, wiem – założę wyciąg nad kuchenką elektryczną.

Załóżmy, że „roboty” wykonane pod nadzorem kierownika budowy i zgodnie z projektem projektanta się zakończą, to będę musiał zgłosić zakończenie budowy wraz ze złożeniem dokumentacji powykonawczej. Tanio pewnie nie będzie. Jeśli w przeciągu trzydziestu dni nie będzie „sprzeciwu”, to mogę ruszać dalej. Uderzyć z kolejnymi wędrówkami do urzędu dzielnicy, który złoży zawiadomienie do Wydziału Ksiąg Wieczystych i dokona zmian w ewidencji gruntów. Będę pewnie na to musiał wypełnić jeszcze z kilka wniosków. Międzyczasie jeszcze pewnie będę musiał wystąpić do wspólnoty mieszkaniowej o zgodę na przekształcenie.

Tak wygląda wstępna teoria w skrócie. Fak. Ale może praktyka mnie miło zaskoczy. Zobaczymy.

2
komentarzy

maj 14

Wspólnota

Byłem wczoraj na zebraniu wspólnoty mieszkaniowej.

Zauważyłem, że niepotrzebnie wydajemy prawie tysiąc złotych na ubezpieczenie.

– Nie, nie, ubezpieczenie jest potrzebne – ktoś odpowiedział.

– No, ale do czego, po co? Czy kiedyś coś z niego skorzystaliśmy?

– Coś tam chyba było, drobnego – odpowiada gość z zarządu (czyli jeden z mieszkańców, małolat dwudziestokilkuletni).

Patrzę na administratorkę (czyli osobę, którą zatrudniamy do zarządzania nieruchomością) – za mojej kadencji nic nie było – odpowiada na moje spojrzenie.

– No, ale ubezpieczenie jest przydatne – kontynuuje koleś z zarządu – w zeszłym roku zalała mnie sąsiadka, miała ubezpieczenie i dostałem odszkodowanie.

– No, ale jakby nie miała ubezpieczenia, to zapłaciłaby z własnej kieszeni. Dla Pana to bez różnicy – skomentowałem.

– W Polsce na drodze cywilnej procesować się o odszkodowanie, to nie jest takie proste – wtrącił ktoś z sali. Zrobiłem tylko minę – z przekąsem. Przecież jeśli coś się komuś zepsuje, to trzeba to naprawić, więc w czym problem.

– U-b-e-z-p-i-e-cz-e-n-i-e j-e-s-t p-o-t-rz-e-b-n-e, u-b-e-z-p-i-e-cz-e-n-i-e j-e-s-t p-rz-y-d-a-t-n-e – dodają już chórem zebrani – normalnie, jakby byli zahipnotyzowani. Nie myślą, klepią wpojoną im wiedzę. Wpojony im sposób na życie, gdzie za swoje czyny się nie odpowiada, bo można się od głupoty ubezpieczyć.

– U-b-e-z-p-i-e-cz-e-n-i-e j-e-s-t p-o-t-rz-e-b-n-e, u-b-e-z-p-i-e-cz-e-n-i-e j-e-s-t p-rz-y-d-a-t-n-e – mam wrażenie, jakby na sali siedziały bezwolne marionetki zahipnotyzowane przez obcych.

Kurwa, na nich wszystkich się muszę składać. Stąd ubezpieczyciele budują sobie pałace, stąd te setki milionów na spoty reklamowe.

Kurwa, każą składać mi się na coś bezużytecznego i nic nie mogę zrobić. Muszę finansować ich fanaberie. Tej bezmyślnej masy.

A może to oni mają rację, a ja się mylę?

Ja też kiedyś, za namową żony, po nieudanej próbie włamania, wykupiłem ubezpieczenie na firmowy lokal.

Ubezpieczyciel przejechał całą Warszawę, żeby się ze mną spotkać. Przyjechał z Mokotowa na Pragę. Na tej Pradze się jeszcze pogubił. Stracił w każdym razie mnóstwo czasu. Cały dzień na mnie poświęcił.

Kazał nawet książki wycenić, musiałem zrobić ich inwentaryzację. Musiałem spisać specyfikację kompów, etc. Dla mnie zupełnie niepotrzebna robota, bezowocna biurokracja.

On stracił mnóstwo czasu, ja straciłem. On za swój czas dostał kasę, mojego nikt nie wycenił. W każdym razie straciłem podwójnie – za czas agenta ubezpieczeniowego i za swój czas.

Same książki wyceniliśmy na gdzieś 30 koła. Kurde, dzisiaj bezużyteczną makulaturę – w firmie były głównie podręczniki, dziś nic nie warte. Taka była cena ich zakupu, ale nie łudźcie się, że ubezpieczyciel tyle by wam oddał. Wyceniłby ich wartość na dzień straty, a nie za ile je kupiliście.

No, więc ubezpieczyciel wycenił to wszystko, te książki, komputery, monitory, skanery itd. itp. na kilkadziesiąt koła i na dwa koła mnie skasował. Nigdy już tych pieniędzy nie zobaczyłem.

„Poszedłem po rozum do głowy” i przestałem dawać się doić. Przez kilkanaście lat te kilkadziesiąt oszczędzonych tysięcy zainwestowałem, kupiłem drugi lokal i mam z czego żyć.

A zahipnotyzowane przez obcych zombi, to pustaki ciągnące na kredytach (obowiązkowo z ubezpieczeniem). U-b-e-z-p-i-e-cz-e-n-i-e j-e-s-t p-o-t-rz-e-b-n-e, u-b-e-z-p-i-e-cz-e-n-i-e j-e-s-t p-rz-y-d-a-t-n-e.

Dzisiaj czytam w gazecie „PZU ma apetyt na przejęcie banku”. Skąd ma kasę? No! Od tych zombi i kurwa, przez tych zombi, ode mnie. Włączam telewizor i hipnotyzuje mnie głos – 913-913-913. Prosrama. Skąd miliony, a licząc w latach – miliardy złotych – na te reklamy? Od zombi. Kupują sobie poczucie bezpieczeństwa za również moje pieniądze. Pierdoleni niewolnicy.

Córka się pyta gdzie wczoraj byłem. Więc tłumaczę jej – co miesiąc w czynszach zabierają kasę i raz w roku się zbierają i decydują na co będą wydawać tę kasę. Decydują, co zrobić z twoją kasą. Jeśli większość coś zdecyduje, to nie masz nic do powiedzenia.

– To nie fair – mówi.

I ma całkowitą rację.

– Co piszesz? – pyta później.

– Piszę o wczorajszym zebraniu wspólnoty.

– Było głupie?

– Było inspirujące.

– Co to znaczy?

– Dawało do myślenia.

1
komentarzy

kwi 28

Urzędniczki w mocno średnim wieku

Żona dzisiaj spotkała się z urzędasami od podatku od nieruchomości, mnie już nie ciągnęła. Spotkała się z nimi i jest mocno zdegustowana.

Przyszły dwie paniusie w mocno średnim wieku. Spóźniły się piętnaście minut, nawet przepraszam nie bąknęły.

Na początek rozmowy nie wiedziały, jaki jest numer domu – myślały, że inny. Żona już się zeźliła, że może niepotrzebnie ją fatygowały. Bałagan więc niezły mają na własne życzenie. Dlaczego w ogóle posługują się numerami domów, to ewentualnie jest informacja dodatkowa, numer domu nie powinien ich interesować, powinno ich interesować, że działka jest nr x z obrębu y-z. I tyle.

Trzymały mapę i próbowały coś na niej wypatrzyć. Źle ją trzymały, żona zwróciła uwagę, że trzymają do góry nogami. „A tak, tak”. Szukały, szukały, w końcu żona im działkę na mapie palcem pokazała.

Mierzyć nic nie chciały, bały się wysokiej trawy – „tu mogą być kleszcze, jak się boję, nie będę tam chodzić”. Przyszły, bo drony latają, robią zdjęcia okolicy i nie wszystko im się zgadza.

Żona była do spotkania przygotowana, pokazała dowody wszystkich wpłat, akty notarialne, nawet starą księgę meldunkową (w sumie było tego 43 dokumenty). Miała nawet dla nich ksera. Nie za bardzo podziękowały, dały kwit, że były na inspekcji. Poszły na tę inspekcję nasze podatki.

0
komentarzy

kwi 28

Rachunek

Wypełniłem pity i mam do zapłacenia tysiączek z kawałkiem. No i szukam numeru konta. Uparłem się, że znajdę je sam, bez pomocy Google. Wszedłem na stronę urzędu i moja irytacja rośnie z każdą minutą. Co za debile z tych urzędasów, że ukryły numer konta tak, że nie można go znaleźć? No, kurwa, szlag by idiotów trafił. Człowiek chce dać na nich kasę, a nie może. Taka informacja powinna normalnie razić po oczach, wchodzisz na stronę urzędu i pierwsze, co widzisz, to numer rachunku.

Korzystam z wyszukiwarki, którą umieścili na stronie i chuj, dalej nie mam, wychodzi mi jakieś pierdolone „Porozumienie pomiędzy Dyrektorem Izby Skarbowej i Dyrektorem Izby Celnej”. Kurwa, cwele, kto was zatrudnił?

Dobra, przechodzę do mapy serwisu, w tym moja ostatnia nadzieja. Jest.

0
komentarzy