cze 12

Kultura poniżania

To, co chcę dzisiaj napisać pewnie większości czytelników wyda się zbyt egocentryczne, ale cóż…

Otóż otrzymałem wczoraj ze szkoły, do której zapisałem swoje dziecko maila następującej treści: „w roku szkolnym 2013/2014 Państwa dzieci będą uczęszczały do naszej szkoły do klasy pierwszej. Warunkiem przyjęcia dziecka sześcioletniego do klasy pierwszej jest dostarczenie do szkoły zaświadczenia potwierdzającego odbycie przez dziecko rocznego przygotowania przedszkolnego. Można je pobrać na prośbę rodzica z sekretariatu przedszkola/szkoły, w którym obecnie dziecko spełnia ten obowiązek. W zaświadczeniu musi być jasno napisane, że dziecko w roku szkolnym 2012/2013 realizowało obowiązek przygotowania przedszkolnego.

Niby nic wielkiego, żaden wielki problem, ale już samo słowo „zaświadczenie” działa na mnie, jak czerwona płachta na byka. Ciągle muszę coś zaświadczać, udowadniać. A ja to chromolę. Jestem już w takim wieku i tyle przeżyłem, że nic nikomu nie muszę udowadniać, udowadnianie czegokolwiek jest dla mnie poniżające.

A już szczególnie irytuje mnie, gdy urzędnicy chcą, żebym zaświadczał rzeczy niepotrzebne.

Czy mam prawo posłać dziecko sześcioletnie do klasy pierwszej? Mam. Czy warunkiem przyjęcia jest ukończenie rocznego przygotowania przedszkolnego? Nie. Więc po co mnożenie różnego rodzaju papierków? [1] Poza tym, to są koszty. Ktoś musi za nasze pieniądze wyprodukować tony papieru, zatrudniani przez nas urzędnicy muszą te papiery wypełnić. Dodatkowo, za duże pieniądze stworzono System Informacji Oświatowej, w których bazach te informacje już są – wprowadzili je tam za nasze pieniądze właśnie urzędnicy. Wystarczy pracownikom szkoły zajrzeć do tej bazy. Ale nie, w Polsce należy jeszcze poniżyć rodziców, niech latają od dyrekcji do dyrekcji z zaświadczeniami, a w urzędach obywatele z pietra na piętro, bo jeden urzędas nie może zwrócić się do drugiego urzędasa po informacje. Polak w Polsce na każdym kroku jest poniżany, zmuszany do odgrywania roli „petenta”. Obruszy się, że nie jest osłem, to nakażą mu przynieść zaświadczenie, że nie jest osłem. Zaburzone są stosunki społeczne, hierarchie społeczne – urzędnik, czyli osoba, której płacę, zamiast pracować dla mnie, staje się moim szefem – to on decyduje, że mam latać dla niego z papierkami, mimo to, że przepisy prawa często tego nie wymagają, bo informacja, to nie zaświadczenia. Informacja, to informacja i tyle. Ale (często nieświadomie) służy to pokazaniu tego, kto jest ważniejszy, kto tu szefuje.

[1] Zgodnie z Art. 14b. Ustawy z dnia 7 września 1991 r. o systemie oświaty Rodzice mają obowiązek informowania, w terminie do dnia 30 września każdego roku, dyrektora szkoły podstawowej, w obwodzie której dziecko mieszka, o realizacji obowiązku rocznego przygotowania przedszkolnego. Nie ma mowy o żadnych zaświadczenia, wystarczy poinformowanie.

2
komentarze

2 komentarze

  1. ousider pisze:

    Jesteśmy kulturą pieprzonych zaświadczeń. Jak zatrudniam pracownika, to ten mi wciska różne zaświadczenia, na przykład lekarskie – a ja ich nie chcę (ale muszę), nie prowadzę gastronomii, czy czegoś, gdzie takie zaświadczenie miałoby sens; na cholerę mi to – jeśli dorosły człowiek chce się zbadać, to idzie się zbadać, a nie, że musi. Nie chce, to jego sprawa, jest dorosły. Niestety, wszyscy jesteśmy traktowani, jak dzieci. To jest ubliżające i poniżające.

    Poza tym, te zaświadczenia i tak niczego nie zaświadczają. Jak taki przyszły pracownik będzie chciał ukryć przed lekarzem jakąś chorobę, to ukryje, najwyżej pójdzie do takiego, który to wszystko ma w nosie.

  2. […] na to, że najpierw muszę złożyć wizytę Zusowi. Kiedyś już pisałem o moim stosunku do zaświadczeń, stosunek ten się nie zmienił, ale zmieniła się moja sytuacja – teraz idę po prośbie, […]

Reply