Od wielu lat przychodził do mnie do domu kominiarz. Przykładał wiatraczek do kratek i inkasował sobie sto złotych. Przychodził tak co roku i naciągał mnie na kolejną kasę. Aż w końcu go pogoniłem.
Tak, jakbym sam nie potrafił sobie sprawdzić czy mam drożne przewody kominowe. I teraz grozi mi za to kara. Mam drożne przewody kominowe (przeczytałem trochę na ten temat i sprawdziłem – mam drożne – wezwę kominiarza jak będą niedrożne), a mimo to w tym totalitarnym państwie można mnie ukarać. Za to, że sam potrafię sprawdzić drożność swoich przewodów kominowych. Karę tę dostanę (mogę dostać – na razie jestem tylko terroryzowany tym, że robie coś niezgodnie z prawem i społeczeństwo mnie za to ukarze) w majestacie prawa jako troskę o mnie. Jestem karany (tak naprawdę to nawet to, że daje mi się poczucie kary jest już karą) za to, że nie jestem głupi i potrafię nauczyć się, jak się sprawdza drożność przewodów kominowych i nie muszę zatrudniać do tego „fachowca”.
Żyjemy w totalitarnym państwie, w którym nie szanuje się człowieczeństwa w człowieku. Człowieczeństwa, jako czegoś, co pchało nas do zejścia z drzewa, wynalezienia narzędzi. Państwo traktuje nas jak debili, o których musi się „troszczyć” w każdym aspekcie życia. Używając do tego niehumanitarnych metod. Każąc prewencyjnie – nie za to, że ktoś powoduje hipotetyczne zagrożenie domowników niesprawnymi przewodami kominowymi, bo one są sprawne, ale to za to, że nie chce wpuszczać obcego faceta do domu i mu jeszcze za tą przykrość zapłacić. Traktując wszystkich jak stado osłów, każdego tak samo.
A może to parlamentarzyści nie mają się czym zająć i szukają sobie nowej roboty, żeby jednak nie okazało się, że są niepotrzebni. No, bo w końcu skoro główną rolą parlamentu jest funkcja ustawodawcza, a prawo już jest, to nie potrzeba ich już „pięciuset sześćdziesięciu plus”. Szukają sobie na siłę roboty.
[…] omijają je. Nikt go poważnie nie traktuje, liczy się tylko papierek (tak, jak zaświadczenie od kominiarza), a nie to, czemu miało […]