gru 12

Karate

W sobotę byłem z synem u lekarza – orzecznika sportowego. Syn wybiera się na turniej karate i bez zaświadczenia ani rusz. Takie przepisy, takie prawo. Bzdurne. Złe. Podwójnie za nasze pieniądze – raz, gdy osły je tworzyły (trzeba było ich utrzymywać, fundować im limuzyny, hotele, biura, immunitety, diety itd. itp. – gdyby te pieniądze poszły na jakąś profilaktykę zdrowotną dzieci, to byłoby to dużo bardziej korzystne) i dwa, gdy trzeba je realizować.

Lekarz szacowny, starszy, budzący szacunek. Zapytał o badania – nie mamy żadnych. Kazał obrócić się dookoła z zamkniętymi oczami – pełen obrót się nie udał, ale 270 stopni na pewno było. Kazał dotknąć palcem nosa – z problemem, ale prawie się udało. Koniec badania – opinia: zdolny do uczestniczenia w turnieju. 30 zł.

Znajomy był u innego lekarza, który tylko posłuchał serducha, spytał o kilka rzeczy i już – po sprawie, zaświadczenie wydał. 30 zł.

Podobno w Luxmedzie ta „przyjemność” kosztuje 130 zł.

Problem jest w tym, że jeśli prawo nie jest przestrzegane, to znaczy, że jest złe, bo ludzie „głosują” swoją postawą, omijają je. Nikt go poważnie nie traktuje, liczy się tylko papierek (tak, jak zaświadczenie od kominiarza), a nie to, czemu miało służyć.

Może i trzeba sprawdzać błędnik lub serducho przed zawodami, ale jeśli takie „badania” są ważne sześć miesięcy (przynajmniej tyle jest ważne to zaświadczenie, które dostaliśmy), to niczemu to nie służy. Może należy sprawdzać zawodnika przez zawodami – nie wiem, nie jestem w tej dziedzinie kompetentny – ale na zdrowy chłopski rozum, to żeby miało to sens, to należałoby sprawdzać zawodnika przed wejście na matę, a nie sześć miesięcy wcześniej. I sprawdzanie powinno być czymś więcej niż obrotem dookoła osi.

Osły z Wiejskiej tworzą martwe prawo, którego nikt faktycznie nie przestrzega (no, bo w rzeczywistości zdobycie zaświadczenia o zdolności do czegoś, to nie to samo, co zdolność do czegoś). Tworzą martwe prawa, jak ze strażakiem w każdej firmie[1]. Tworzą buble prawne i nikt im nie każe oddawać naszych straconych pieniędzy. Gdy przedsiębiorca źle coś wykona, to pieniądze musi oddać. Oni są bezkarni.


[1] O tej sprawie głośno było w 2009 roku. Osły stworzyły prawo, według którego musiałem zatrudnić inspektora ochrony przeciwpożarowej. Tak musiała zrobić każda firma, osoba fizyczna prowadząca działalność gospodarczą – nawet, gdy zatrudniała tylko jednego pracownika. Ewentualnie z niego mogła zrobić inspektora ochrony przeciwpożarowej – płacąc, oczywiście, za jego edukację – ale pod warunkiem, że ma średnie wykształcenie (w dwa miesiące jakie mieli na przygotowanie się do nowych przepisów pracodawcy nie sposób zacząć i skończyć szkoły średniej), bo gdy nie, to jeśli nie chciała zwolnić pracownika, to „wybór” był jeden: zatrudnić dodatkowego pracownika – inspektora, który będzie „pilnować bezpieczeństwa” tego już pracującego. Prawda, co za absurd? I osły, co to wymyśliły i wprowadziły w życie nadal pewnie tworzą prawo.

0
komentarze

Reply