No i w końcu jestem urzędowo bezrobotny. Coś pięknego! Mam przynajmniej do lutego etat bezrobotnego. Pół roku wakacji – o nic się nie muszę martwić – urząd pracy zapłaci za mnie i całą rodzinę ubezpieczenie, wypłaci mi zasiłek.
Do tej pory za ubezpieczenie musiałem płacić sam ponad tysiąc złotych – czyli już tutaj jestem tysiak do przodu – do tego dochodzi ponad osiemset złotych zasiłku – czyli w sumie jestem na plusie ponad 1800 zł za nic nie robienie. Piękny kraj, który promuje nierobów. Nic tylko w tym kraju być nierobem, sorry, bezrobotnym.
I to wszystko bez ciągłych sms-ów, telefonów od pracowników, że nie przyjdą, że się spóźnią, bo coś tam, coś tam. Jestem wolny, jak ptak. Metafora trochę wyświechtana, ale w tej radości mi to nie przeszkadza.