Archiwum dla miesiąca czerwiec, 2014

cze 27

Koniec roku szkolnego i pozytywne aspekty istniejącego państwa

Są pewne aspekty państwa, które mi się podobają, które budzą moje pozytywne odczucia. Jednym z nich jest funkcjonowanie polskiej szkoły. Oczywiście, zdarzają się tam i złe sytuacje (np. patrz wątek – wychowawca)[1], ale w instytucji, która zatrudnia setki tysięcy ludzi jest to nie do uniknięcia. Generalnie, mam wrażenie, że polską szkołę krytykują ci, co mają niezbyt mądre dzieci, ci, których dzieci sobie w szkole za dobrze nie radzą.

Mi polska szkoła się podoba i co za tym idzie uważam, że nie wszystkie publiczne pieniądze są wydawane niepotrzebnie, nieefektywnie itd. itp. Są sfery tych wydatków, które w pełni popieram i które mnie cieszą. Jedną z nich są stypendia dla zdolnych dzieci, dla zdolnych młodych ludzi. W szkole syna stypendium otrzymują tylko najwybitniejsi uczniowie, ze średnią ocen minimum 5,40. Dziwne uczucie, jak własne dziecko już w podstawówce zarabia kasę.

Drugim według mnie pozytywnym aspektem istniejącego państwa jest policja. Dzięki istnieniu policji czuję się bezpieczniej (frazes). Oczywiście, pod warunkiem, że nie jest to policja polityczna – takie CBA, ABW i inne to dla mnie typowy aparat przymusu. Niby zakładane, żeby politycy nie byli poza prawem, a jak przychodzi co do czego, to politykom wszystko wolno (państwo policyjne), a przeciwko politykom już nie. Ale zwykła policja jest jak najbardziej potrzebna. Problemem jest tylko to, że jest niedofinansowana.

[1] od przyszłego roku szkolnego wychowawca syna przestanie już być jego wychowawcą, będą mieli innego

0
comments

cze 27

Państwo podziemne, państwo alternatywne

To, o czym między innymi pisałem wczoraj, może doprowadzić do powstania państwa podziemnego. Alternatywy wobec państwa oficjalnego: mające swoje sądy, szkolnictwo itd. – mamy, jako Polacy, już w tym doświadczenie, już takie państwo istniało w czasie okupacji. Teraz jego zorganizowanie byłoby dużo prostsze dzięki dobrodziejstwu Internetu (stąd może ciągłe zakusy państwa oficjalnego do kontrolowania tej sfery).

Przystąpienie do takiego państwa byłoby, oczywiście, dobrowolne – każdy miałby prawo wyboru – jeśli czuje, że to, w czym żyje, to „nie jego bajka”, to mógłby zostać obywatelem państwa początkowo podziemnego, alternatywnego. Mieliśmy prawo wyboru funduszu emerytalnego, mamy prawo wyboru szkoły, lekarza (z drugiej strony pewnie już niedługo), powinniśmy mieć i prawo wyboru państwa. W tej chwili możemy jedynie opuścić państwo oficjalne poprzez emigrację, ale do cholery, dlaczego? Nie uważam, żebym musiał opuszczać ziemię swoich ojców, bo jakieś człowieki robią z niej łagry. Mam prawo tu żyć tak, jak mi się podoba, jeśli, oczywiście, moje prawa nie ograniczają praw innych ludzi. Tutaj powinny istnieć alternatywy, a nie alternatywą być tylko ucieczka.

Po co to nowe państwo? Że można zmienić stare państwo w ramach istniejących struktur? Nie za bardzo można. Może jakby pojawiła się jakaś postać z olbrzymią charyzmą, to może miałaby szanse. Teraz rządzą partie polityczne i jednostka nie ma szans. To może wstąpić do jakiejś partii politycznej i zmieniać? Na studiach wstąpiłem i stwierdzam, że zwykłemu człowiekowi nic zmienić się nie da. W partii politycznej, albo będziesz krakać, jak wszyscy wokół, albo będziesz izolowany. Jak nie będziesz świnią, jak nie będą mieli na ciebie haka, to nigdzie nie zajdziesz. To demokracja. Pięciu uczciwych nie przegłosuje trzydziestu kolesiów.

Obywatele i jednego państwa i drugiego (może też trzeciego i czwartego) mogliby zgodnie żyć na jednej ziemi. To drugie (i trzecie i czwarte) nie musiałoby być wcale podziemne, mogłoby być całkiem jawne i oficjalne.

0
comments

cze 26

Tajne śluby

Działalności gospodarczej już nie prowadzę (i całe szczęście), ale kolega wspomniał mi o kolejnym poronionym prawie, które uchwaliły te człowieki z Wiejskiej. Krew się gotuje – powinny one wykonywać pracę fizyczną, a nie umysłową.

Otóż przeprowadzona przez nich ostatnia nowelizacja ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych wprowadziła pojęcie „osoby współpracującej z osobą prowadzącą działalność gospodarczą” (artykuł 8 ustęp 11). Wśród tych osób wymieniono dzieci (również przysposobione), rodziców (również macochę i ojczyma) i małżonka.

ZUS kasy szuka – to rozumiem, ale dlaczego przy okazji państwo wspiera konkubinaty kosztem tradycyjnych małżeństw, tradycyjnych rodzin? Tfu, wystarczy, że żona (mąż, jeśli firmę prowadzi żona) odbierze firmowy telefon, bo akurat będziesz w toalecie („odbierz, kochanie, już wychodzę”) i pach – od teraz co miesiąc płać ponad tysiąc złotych haraczu na ZUS. Ale jeśli ta para nie będzie w oficjalnym związku, to nic im nie grozi, nie muszą się bać, że za odebranie jednego głupiego telefonu zapłacą tysiące, może setki tysięcy złotych, jeśli firma będzie prowadzona wiele lat.

Już pisałem o tym, że państwo promuje konkubinaty (zapisy do przedszkoli) – to kolejny tego przejaw. Zapewne mowa w tej ustawie tylko o małżonku, a o konkubinie, konkubencie już nie – dlatego, że konkubent, konkubina nie może (chyba nie może – inaczej w ogóle to prawo byłoby bez sensu i jeszcze bardziej byłoby bulwersujące) korzystać z ubezpieczenia konkubenta, konkubiny. Jednak w takim podejściu do rodziny państwo nakłada na rodzinę kolejne obciążenie. Bo może konkubent, konkubina chcą się ubezpieczyć dużo taniej i z lepszą jakością usług prywatnie. Mogą i nie czyhają tu na nich żadne pułapki. A na małżonków państwo nałożyło kolejne kajdany. Wystarczy przykładowy telefon, żeby w nie wpaść.

Wychodzi na to, że Polak będzie musiał przed państwem ukrywać nie tylko dochody, ale i swój stan cywilny. Już sobie wyobrażam te nielegalne, tajne śluby…:) Księża uczestniczący w tajnym odprawianiu sakramentów. Znajome? Tylko teraz nie zwolnią z pracy, jak w PRL, ale dowalą karny podatek 1042,46 zł miesięcznie – co w sumie może na jedno wyjdzie.

1
comments

cze 19

Państwo policyjne

Jestem zbulwersowany tym, co robią organy państwa w siedzibie redakcji jednego z tygodników. Podobno szukają dowodów przestępstwa. Dlaczego nie robili tego u Ziobry, czy Beger?

Jak Ziobro nagrywał potajemnie swoich rozmówców, to ABW nalotu na lokale mu nie robiła. Nawet nie słyszałem głosów, że to, co robił to przestępstwo. Mało tego, ze swoim przestępczym „gwoździem do trumny Leppera” afiszował się jako dowodem sądowym.

Do hipokryzji polityków już się przyzwyczaiłem; jak kłamią, odwracają kota ogonem – to mnie to już nie porusza. Gdy dla nich problemem jest to, że ktoś nagrywa naszą służbę (państwową), a nie to, co ta służba robi, mówi, to się nawet nie dziwię, ale gdy prokuratura, służby specjalne zatrudnia się do tego, aby „walczyć” z wolnością słowa, to jestem oburzony. W końcu ta nagrywana służba rozmawiała o sprawach państwa, nas wszystkich, a nie o romansie kolegi na imieninach u cioci Józi. Takie rozmowy powinien mieć prawo słuchać i nagrywać każdy obywatel. W końcu za jego pieniądze się odbywają i jego dotyczą.

0
comments

cze 10

Wiza amerykańska

Tak początkowo głównie z ciekawości postanowiłem sprawdzić, czy dostanę amerykańską wizę. W końcu co dziesiąty Polak jej nie dostaje, a ja nie pracuję (zarobkowo) i święty nie jestem.

„Wszedłem” więc na stronę ambasady, poczytałem trochę i zacząłem wypełniać wniosek wizowy. Trochę tego było, wypełniałem rubryki ze dwie godziny. W tłumaczeniu z angielskiego na polski Google Translator radził sobie całkiem nieźle, gorzej było w drugą stronę. Jak chciałem przetłumaczyć, że prowadziłem firmę kilkanaście lat, to on mi ciągle tłumaczył, że kilka; w końcu poszedłem na kompromis – „prowadziłem firmę wiele lat”.

Wniosek wypełniłem, wysłałem, wypełniłem dla syna (jak miałbym już tam pojechać, to z synem), wysłałem i zarezerwowałem nam termin spotkania w ambasadzie.

Przyjechaliśmy punktualnie – nie wcześniej, jak kilkukrotnie podkreślano na stronie ambasady – poddaliśmy się kontroli, jak na lotnisku, ale bez kolejki, bez czekania. Skierowano nas do jednego okienka, gdzie zeskanowano nasze zdjęcia i podpisałem „biometrycznie”[1] wniosek wizowy i udaliśmy się do drugiego okienka, gdzie już na nas czekał konsul. Miał kilka pytań: co chcę zobaczyć w Stanach, czy żona nie chce jechać, czy mam w Stanach rodzinę, czemu nie pracuję i już. Dostają Panowie wizę. Wizyta w ambasadzie trwała 10 minut. Dzisiaj mam już wizę.

Wszystko trwało tydzień – w poniedziałek wypełniłem wniosek, w piątek spotkałem się z konsulem i w kolejny poniedziałek wiza była już do odbioru. Ciekawe dlaczego w polskich urzędach załatwienie zwykłej pierdółki trwa miesiąc. Amerykańskim urzędem byłem pozytywnie zaskoczony. Gdyby w polskich urzędach obywatel był tak profesjonalnie „załatwiany”, to polskich urzędników nie uważałbym za nieudaczników, ale darzył szacunkiem.

W życiu zwiedziłem już spory kawałek świata, teraz kolej na Stany.

[1] Nie mam z tym problemów. To, że złożę gdzieś odcisk palca, palców nie narusza mojego poczucia prywatności. Już bardziej naruszało skanowanie siatkówki oka, jakie robili mi nad Zatoką Perską (Arabską).

0
comments

cze 08

Polityka cookies

Ile przez tych darmozjadów w Sejmie trzeba się naklikać. Miliardy, czy nawet (w przyszłości) biliony nikomu niepotrzebnych kliknięć. Szlag mnie trafia, gdy co otworzę jakąś stronę, to najpierw muszę kliknąć w wyskakującą informację. Na komputerze mi ona po prostu przeszkadza, ale w smartfonie się inaczej nie da, bo zasłania dużą część ekranu.

I tak nikt tych informacji nie czyta i tak wszystkim wszystko jedno, dziewięciu na dziesięciu nie wie nawet co to cookies i z czym to się je.

Szkoda, że tych darmozjadów od wprowadzenia ciasteczek (informacji o nich) nie mogę pozwać za mój stracony czas. Bo nawet jeślibym pozwał Sejm, to pozywam państwo polskie, a darmozjady za mój czas nie zapłacą ani grosza, groza. Nie zapłacą też milionów, które kosztuje stracony na klikanie czas użytkowników polskiego Internetu. Jak coś się uchwala, to trzeba też policzyć jakie zwykłe ekonomiczne koszty za sobą to niesie – mam nieodparte wrażenie, że do Sejmu dostają się w większości osoby bezmyślne.

Mam tylko nadzieję, że to nie jest malutki kroczek w kierunku ograniczenia wolności Internetu. Niby nieszkodliwy, niby w imię praw obywatelskich (koń by się uśmiał), ale zmierzający do kontroli właścicieli stron internetowych. Takimi małymi kroczkami politycy wprowadzali już różne świńskie praca. Ciekawe, czy ktoś wie, od uchwalenia jakich niewinnych, w imię większości, praw zaczął holocaust.

Ja sam nie wiem dokładnie, co to są te cookies, nigdy mnie to nie interesowało. Nie wiem, czy moja strona je wykorzystuje. Ja ich nie wykorzystuję na pewno. Wolność Internetu polega między innymi na tym, że każdy może sobie założyć stronę – bez zatrudniania do tego informatyków, prawników (i nie daj Boże księgowych), a każde prawo, które  pozbawia ludzi bez odpowiedniej specjalistycznej wiedzy lub finansowych możliwości[1], aby zatrudnić tych specjalistów jest gwałtem na wolność Internetu.

[1] W przypadku, gdy ktoś posiada te finansowe możliwości, to prawo takie może nie gwałci, ale ogranicza wolność Internetu.

2
comments