Szesnastego września wszedłem w spór ze swoim urzędem miasta. Nie po raz pierwszy. Otóż 16 września poszedłem wymienić dowód rejestracyjny samochodu żony i spotkałem się podczas tej próby wymiany (składania wniosku) z takim idiotyzmem, że aż mnie zamurowało. Zdołałem tylko wydusić: „Pani żartuje?”, …, „Nie mówiłem, że jest pani śmieszna, tylko pytałem, czy pani żartuje”.
Chwilę później jednak pełna zdolność wypowiadania się mi wróciła, usiadłem więc i napisałem ręcznie na kawałku tektury skargę na urzędnika:
W dniu dzisiejszym chciałem wymienić dowód rejestracyjny pojazdu (w starym zabrakło miejsca na pieczątki). Jakież było moje zdziwienie, gdy obsługujący mnie urzędnik (Anna Kołodziejska) zakwestionowała przyniesiony przeze mnie dowód ostatniego badania technicznego – powiedział, że takiego nie będzie mógł przyjąć i muszę poprawić ten dokument w stacji kontroli pojazdów. Otóż w tym dokumencie był błąd (o kilka dni) w dacie pierwszej rejestracji pojazdu. Błąd jest – ale jest to błąd na tyle nieistotny, że dokument ten nie przestaje być ważny – samochód identyfikuje się po numerze silnika, nadwozia, a nie po dacie pierwszej rejestracji – to jest informacja dodatkowa.
A Państwa urzędnik ma obowiązek przyjąć ważny dokument, a nie sprawdzać w nim informacje dodatkowe, czy przecinki (nie na podstawie badań tech. będzie wystawiany nowy dowód) – i w ten sposób narażać na stratę czasu i pieniędzy obywatela.
Żądam ukarania niekompetentnego urzędnika, żeby przestał szkodzić ludziom.
Trochę patetycznie? No, tak, ale na kartce-tekturce miałem mało miejsca i na bardziej złożone formy nie stało. Złożyłem pismo i czekałem na odpowiedź. Przyszła 9 października:
W odpowiedzi na skargę z dnia 16 września 2013 r. informuję, że zarzuty będące jej przedmiotem zostały zbadane z uwzględnieniem wyjaśnień pracowników Delegatury Biura Administracji i Spraw Obywatelskich w Dzielnicy Białołęka Urzędu .st. Warszawy.
Skarga nie zasługuje na uwzględnienie.
Sprawy dotyczące rejestracji pojazdów, w tym wymiany dowodu rejestracyjnego z powodu braku miejsca na wpis terminu następnego, regulują w szczególności ustawa z dnia 20 czerwca 1997 r. Prawo o ruchu drogowym (t.j. Dz. U. z 2012 r. poz.. 1137 z późn. zm.), rozporządzenie Ministra Infrastruktury z dnia 27 września 2003 r. w sprawie szczegółowych czynności organów w sprawach związanych z dopuszczeniem pojazdu do ruchu oraz wzorów dokumentów w tych sprawach (Dz. U. z 2007 r. Nr 137, poz. 968 z późń. zm.).
Zgodnie z w/w aktami prawnymi wszelkich czynności związanych z dopuszczeniem pojazdu do ruchu organ dokonuje na wniosek właściciela pojazdu. Organ rejestrujący przyjmuje wiosek wraz z dołączonymi dokumentami, sprawdzając zgodność zawartych w nich danych dotyczących właściela pojazdu oraz pojazdu.
W związku z powyższym na właścicielu pojazdu spoczywa obowiązek przedłożenia zgodnych i rzetelnych dokumentów.
W dniu 16 września 2013 r. zgłosił się Pan w celu wymiany dowodu rejestracyjnego z powodu braku miejsca na wpis terminu następnego badania technicznego. Organ nie mógł bezzwłocznie rozpoznać wniosku, gdyż nie jest Pan jedynym właścicielem pojazdu i nie posiadał Pan upoważnienia od współwłaściciela tego pojazdu, o czym w skardze Pan nie wspomniał.
Ponadto w zaświadczeniu o przeprowadzonym badaniu technicznym pojazdu był błąd w dacie pierwszej rejestracji pojazdu. Pracownik poinformował Pana, że zaświadczenie powinno być prawidłowe co do wszystkich jego zapisów.
Został Pan nadto poinformowany, iż diagnosta może prawidłowe zaświadczenie przesłać faxem do urzędu.
Zgodnie z treścią art. 239 § 1 Kodeksu postępowania administracyjnego, w sytuacji gdy zostanie złożona ponowna skarga dotycząca wymienionej sprawy bez wskazania nowych okoliczności, udzielający odpowiedzi na skargę może, bez zawiadamiania, podtrzymać niniejsze stanowisko z odpowiednią adnotacją w aktach sprawy.
„Nie zasługuje na uwzględnienie”. No, cóż, najbardziej w postępowaniu urzędników irytuje mnie ich bierność, bezrefleksyjność. Sprawa jest idiotyczna, uprzykrzająca życie ludziom i nie zasługuje na uwzględnienie. Nawet jeśli odpisujący mi urzędnik ma pod względem przepisów rację, to powinien skierować do jakiegoś zespołu prawników tę sprawę. Na to bym się nie obraził. Gdybym dostał odpowiedź, że pracownik nie zostanie ukarany, ale rozumiemy, że przedstawianie takich dokumentów, dopełnianie takich formalności jest niepotrzebne i niczemu nie służy i niech prawnicy sprawdzą, czy na pewno jest konieczne – może trzeba skierować wniosek w sprawie zmiany przepisów do ministerstwa, czy parlamentu. To by mnie całkiem satysfakcjonowało. Generalnie, nie winię tego konkretnego urzędnika za całą sprawę, bardziej sądzę, że winien jest jego szef, który powinien reagować na absurdalne sytuacje, które w dodatku tworzą dodatkową robotę pracownikom urzędu (no, ale może ten „szef” specjalnie nie zwraca na to uwagi – więcej pracy, potrzeba będzie więcej urzędników, będzie można „potrzebującym” dać zatrudnienie) i psują jego sprawne funkcjonowanie.
Nie dałem za wygraną, zawsze sobie myślę, że najbardziej będę żałować czegoś, czego nie zrobiłem (to nie moja myśl, gdzieś to słyszałem), a nie, że się wygłupiłem. Może nie mam racji, ale jak zostawię to tak, jak jest, to się nigdy nie dowiem. Napisałem do urzędu ponownie:
Dostałem odpowiedź odmowną – chciałbym jednak, zanim sprawę skieruję dalej, dokładniej przedstawić swoje stanowisko, gdyż skargę pisałem „na kolanie” w urzędzie i pisząc odręcznie skargę nie wspomniałem o rzeczach nieistotnych dla sprawy. Po przeczytaniu Państwa odpowiedzi jestem zniesmaczony próbą skierowania sprawy w zupełnie innym kierunku, niż ją przedstawiłem. Moja skarga nie dotyczyła tego, że dnia 16 września zostałem „odprawiony z kwitkiem”, ale tego, że obsługujący mnie urzędnik oświadczył, że następnym razem (posiadając już drugie upoważnienie) też zostanę „odprawiony z kwitkiem”.
Nie jest tak, jak Państwo piszą, że „ponadto”. Moja skarga dotyczy właśnie tego, co ujęli Państwo, jako „ponadto”. Powtórzę jeszcze raz: urzędnik poinformował mnie, że dopóki nie zostanie zmieniona data pierwszej rejestracji w przedstawionym zaświadczeniu o tym, że auto przebyło kolejne badania techniczne, to nie rozpatrzy wniosku – ani teraz, ani nigdy. Mówiliśmy o tym, że jak przyjdę drugi raz – ze wszystkimi upoważnieniami.
To jest istota sprawy – za to chcę, żeby urzędnik został ukarany, a ja żebym wiedział, że jak pójdę drugi raz do urzędu i odczekam znowu dwie godziny w kolejce, to kolejny urzędnik nie „przyczepi” mi się do tego błędu. I nie przyczepi się setkom, czy tysiącom ludzi.
Nie zamierzam prostować tego nieistotnego błędu w zaświadczeniu. Nie ja zrobiłem ten błąd, nie poczuwam się do winy, żebym musiał teraz latać i coś „odkręcać”. Piszą Państwo, że na właścicielu pojazdu spoczywa obowiązek przedłożenia zgodnych i rzetelnych dokumentów. To akurat nijak się ma do tej sytuacji, ja nie rejestruję pojazdu, nie występuję ze sprawą związaną z dopuszczeniem pojazdu do ruchu. Moim obowiązkiem jest tylko przeprowadzanie badań technicznych pojazdu i ja się z tego obowiązku wywiązuję. Zaświadczenie jest ważne – bez wątpienia można stwierdzić, że chodzi o ten konkretny samochód, a nie jakikolwiek inny. A żądanie przez Państwa urzędnika wykonania przeze mnie nikomu niepotrzebnej pracy (no bo pojechanie gdzieś, czy nawet zadzwonienie, załatwienie czegoś to praca) poczytuję, jako poniżającą obywatela urzędniczą bezmyślność.
Jeśli Państwo mają jakieś swoje wątpliwości, co do ważności zaświadczenia, to Państwa sprawa, proszę rozwiać je we własnym zakresie, a nie narażać mnie na stratę czasu i pieniędzy. Niech Państwo zadzwonią do stacji diagnostycznej, a nie mnie do tego zmuszają. W Państwa odpowiedzi i zacytowanych aktach prawnych nic nie ma na temat tego, że posiadany przeze mnie dokument stwierdzający przeprowadzenie badań technicznych jest nieważny. A literatura prawnicza dotycząca błędów istotnych i nieistotnych jest bogata. Poza tym, w prawie istnieje zasada, że jak są wątpliwości, to należy sprawę interpretować na korzyść obywatela.
Sytuacja jest jeszcze o tyle absurdalna, że wszystkie dane pojazdu są w bazie CEPiK (również o przebytych badaniach technicznych), że wszystkie dane pojazdu mają Państwo w swoich bazach, że to nie jest rejestracja pojazdu, a jedynie wymiana dokumentu na drugi taki sam, a zaświadczenie o przebytych badaniach technicznych ma tylko potwierdzić, że to auto przeszło pozytywnie po raz kolejny badania techniczne (i generalnie powinno służyć jedynie do okazania policji w przypadku kontroli drogowej, bo Państwo mogą to sobie sami sprawdzić właśnie w CEPiK-u) i nic więcej (ale już o tym pisałem w swojej skardze) – i to potwierdza.
Jeśli nie uwzględnią Państwo mojej skargi, to skieruję sprawę do Rzecznika Praw Obywatelskich, że z powodu niekompetencji urzędników m.st. Warszawy nie mogę wymienić dowodu rejestracyjnego samochodu.
Dlaczego piszę o tej sprawie dopiero teraz? Otóż wczoraj dostałem maila od pani naczelnik Biura Administracji i Spraw Obywatelskich:
Sz. P.
Uprzejmie informuję, że organ posiada już informację o terminie następnego badania technicznego pojazdu (termin ten został wprowadzony przez Stację Kontroli Pojazdów).
W związku z powyższym proszę o zgłoszenie się do Urzędu Dzielnicy Białołęka, celem załatwienia sprawy.
Jednocześnie informuję, że do załatwienia sprawy przez Pana należy przedłożyć upoważnienie właściciela pojazdu.
Czyli nie muszę w ogóle przynosić tego zaświadczenia z błędem. Można nie latać na stację kontroli pojazdów? Można.